Paryż zaskoczył mnie w tym roku swoim menu. Na początku zaznaczam, że nie za bardzo przepadam za typową kuchnią francuską i zazwyczaj, będąc we Francji, szukam czegoś w bardziej południowym klimacie i trochę też w naszym rodzimym smaku. Tym razem jednak, pokusiłam się i o klasykę francuską i o zwykłe makarony, sałatki i inne europejskie smaczki.
Będąc w Musée du Louvre w porze lunchu udaliśmy się do kantyny muzealnej, by spróbować menu dnia i zjeść coś na szybko. Zamówiłam filet z łososia gotowany na parze, podany z sezamem, zielonym pesto i frytkami. Jako przystawkę serwowano znaną wszystkim sałatę Cezar. Menu całkiem zjadliwe, szczególnie łosoś - soczysty i delikatny, w zasadzie bez przypraw, spora porcja. Sałatka ze świeżych warzyw z filetem kurczaka, prawdziwym, a nie mielonym nie-wiadomo-czym. Tylko te frytki... mówiąc wprost, takie sobie, z paczki, mrożone, nie były ociekające tłuszczem, ale to typowy fastfoodowy smak. Dodatkowy atut dania to cena - 14EUR za cały zestaw. Na szybki lunch w tracie zwiedzania tego ogromnego muzeum, w sam raz. Warto tam zajrzeć.
Innym razem, zapragnęliśmy spróbować menu du jour w jednej z włoskich knajpek na Avenue des Champs-Élysées. Menu dnia było w bardzo przyzwoitej cenie, 12EUR i kucharz zaproponował tu penne z zieloną i żółtą świeżą papryką, ricottą, rukolą, oliwą i parmezanem, podawane oczywiście ze świeżo wypieczoną bułeczką. A do popicia... francuskie wino do wyboru, do koloru. My wzięliśmy różowe. Lekkie, włoskie danie, dodające sił na dalszy spacer i zwiedzanie tego pięknego miasta.
W przerwie między jednym a drugim punktem na naszej mapie, udaliśmy się do Frog House, czyli jednego z brytyjskich pubów w mieście, na spienione latte i... truskawkowego drinka. Ceny, do zaakceptowania, ale przede wszystkim - przemiła obsługa! Latte podane w wysokim kubku. Uwielbiam. Nie cierpię sposobu serwowania tej kawy w wysokiej szklance. Smakuje inaczej.
Zwieńczeniem tegorocznej wizyty w Paryżu była typowo francuska restauracja / braseria w dzielnicy artystów znanej jako Montmartre. La Bohème serwowała w ten dzień french menu składające się z zestawu: przystawka - terrina z łososia, danie główne - boeuf bourguignon i deser - mousse au chocolat. Zestaw w dobrej cenie 13EUR. Warto było spróbować. Przystawka pierwsza klasa! Ze świeżą bagietka tradycyjną palce lizać. Danie główne - znakomite, ale... rozgotowany makaron! Co Ci Francuzi mają z tym makaronem??? Zawsze jest za miękki! Szkoda. Za to smak mięsa... rekompensował wszystko... winny, głęboki, mięso kruche i pyszne. Deser? Brak słów. Klasyka. Niebo w gębie. Acha... nie próbujcie włoskiego jedzenia w typowo francuskiej restauracji. Pozostawię to bez dalszego komentarza...
Oczywiście, nie obeszło się bez kupienia kilku kulinarnych pamiątek - zielonej Kusmi Tea z imbirem i skórką cytrynową, musztardy dijon w nietypowych połączeniach smakowych, m.in. z... kokosem. I jeszcze wino. Czerwone, klasyk francuski... ach, pięknie było! :)